„Last Christmas” – czyli nietypowa świąteczna komedia romantyczna

 

Od czasu pierwszej pandemii – nastała na świecie epoka Netflixa, więc gdy w kinie wieje nudą wybrałem się, wczoraj wieczorem, z osobistą żoną, na seans, na jednym portalu VOD, którego nazwa padła już powyżej. Skoro  święta – to czas na świąteczny kom-rom, czyli świąteczną komedię romantyczną!

 

Jak powszechnie wiadomo, każde tego typu dzieło musi mieć motyw muzyczny, związany z popowym hitem, który wiąże się jakoś tam z tym, że kilka tysięcy lat temu urodził się, kilka tysięcy kilometrów dalej, Jezus Chrystus 😉 A jakiego muzycznego hita wybrali twórcy filmu „Last Christmas”, w reżyserii Paula Feiga z 2019 r.?

 

Uwaga – teraz mała dygresja będzie! Jak można było, na przestrzeni ostatnich tysiącleci, poznać czy dany kraj należy do kręgu kultury zachodnioeuropejskiej? W czasach gdy się urodził wyżej wspomniany Jezus Chrystus – po tym czy elita mówiła po łacinie i czy można było w okolicy znaleźć jakaś dobrą drogę, prowadzącą do Rzymu! W następnych epokach po tym czy krajowa elita mówiła po francusku, a ostatnie stulecie – czy elita władała angielskim. A teraz??? Teraz by przekonać się czy dany kraj należy do tego kręgu kulturowego – trzeba sprawdzić, czy w okresie od 2 listopada do końca grudnia, w każdym większym sklepie (nazywanym pretensjonalnie galerią handlową), leci piosenka autorstwa Pana Georgiosa Kyriacosa Panayiotou, o tytule – no właśnie….. „Last Christmas!” No to skoro 2+2=4 to jak się ma ambicję by nakręcić kom-roma świątecznego to najlepiej dorzucić do tego najbardziej świąteczną, popową piosenkę w historii i powinien być filmowy samograj, który, co roku, w okresie świąt, będzie na całym świecie emitowany częściej niż komedia „Kevin sam w domu” na Polsacie!

 

 

Do tego wypada wynająć reżysera komediowych hitów – Paul Feig plus Emma Thompson, która poza tym, że wielką aktorką jest (o czym świadczą nie tylko dwa Oscary na jej kominku), ale też potrafi pisać scenariusze! Żeby się dobrze oglądało trzeba dać jakąś ładną blondynkę, znaną z jakiegoś wielkiego hitu – więc prosto z planu „Gry o tron” ściągnięto Daenerys Targaryen czyli Emilię Clarke! No i co…. Jak było wszystko tak dobrze wykombinowane to dlaczego nijak się nie udało i to wciąż „To właśnie miłość” jest najlepszym filmem w tej kategorii filmowej?

Otóż odpowiedź jest prosta – a brzmi jak nazwa dania w mojej ulubionej chińskiej knajpie – „kaczka w pięciu smakach”! Czyli producenci filmu „Last Christmas”, w reżyserii Paula Feiga, zamiast zrobić normalną, standardową świąteczną komedię romantyczną – wiecie – „że ona nie kocha go, on za to kocha ją, potem na odwrót albo wciąż tak samo, po drodze milion problemów i zakrętów, ale coraz bliżej święta, bo przecież w tle lecą świąteczne piosenki, więc niespodziewanie jak już są te święta to niespodziewanie jest happy end!” – to twórcy postanowili zrobić film dosłownie o wszystkim o czym się tylko dało! Albo wzięli fundusze, na zrobienie filmu, od wszystkich możliwych organizacji, wspierających kogo się tylko da i trzeba było wywiązać wobec wszystkich donatorów!

I tym sposobem powstała taka nietypowa, świąteczna komedia romantyczna „Last Christmas”, w reżyserii Paula Feiga – walcząca o prawa LGTB (zarówno gejów jak i lesbijek), migrantów (wszystkich jakich się tylko dało znaleźć w Londynie – Hindusów, Azjatów, czarnoskórych, przybyszów z Bałkan – tylko z Polaków się w tym filmie nabijają i opowiadają o nas dowcipy), do tego wspieranie idei transplantologii, walka z bezdomnością, inwalidztwem, nałogami oraz komercyjnym wykorzystaniem magii świąt…. Trochę dużo za dużo – tych trudnych wątków, jak na gatunek filmowy, który ma wywoływać uśmiech u odbiorcy… Czyli film jak na swój gatunek zdecydowanie nietypowy – ale nie można jednak powiedzieć, by był niezły ani tym bardziej dobry…

Czyli co? Odpuścić i omijać z daleka „Last Christmas”, w reżyserii Paula Feiga? Otóż nie – ja uważam, że warto obejrzeć ten trwający godzinę i 42 minuty film dla trwającej 4 minuty i 38 sekund sceny świątecznego koncertu (swoją drogą znowu ewidentna inspiracja żeby nie napisać zżynanie z „To właśnie miłość”) – gdzie Emilia Clarke śpiewa cover „Last Christmas”! Aktorka z niej umiarkowana, ale zaśpiewała to lepiej niż chłopaki z WHAM! I tym optymistycznym akcentem zakończę, bo dużo więcej zachwytów, nad tym filmem, nie jestem w stanie z siebie wydobyć 😉

Czyli film „Last Christmas”, w reżyserii Paula Feiga przekombinowany, ale można obejrzeć! W końcu święta….. 😉

 

Grzegorz Łopata

Centrum Informacji, refleksje „Z Łopatą do kina” 26.12.2021