„Szef roku” czyli „tydzień z życia mężczyzny”

 

Tak! Tak! Stało się proszę Państwa! Jeszcze kilka/kilkanaście lat temu romansował w Barcelonie z młodą Scarlett Johansson, był głównym wrogiem Jamesa Bonda – agenta 007 Jej Królewskiej Mości, albo trząsł połową świata jako Pablo Escobar! A teraz…. Dożyliśmy tych strasznych czasów gdy Javier Bardem jest po prostu starym, posiwiałym już, właścicielem fabryczki wag z hiszpańskiej pipidówy… Jest człowiekiem sukcesu, który nie cofnie się dosłownie przed niczym by zdobyć lokalną nagrodę „Doskonałość w biznesie”, dla przedsiębiorców, od władz samorządowych…

 

 

Szef, jak sam podkreśla, jego pracownicy są dla niego jak rodzina! A jak to w rodzinie – są członkowie którzy są jego ulubieńcami (zwłaszcza młode stażystki), a są też tacy, z którymi trzeba się rozstać (zwłaszcza ci, którzy mają za dużo własnego zdania)…. I tak oglądamy sobie, podzieloną na siedem dni, sekwencję zdarzeń, która ma zwieńczyć doskonałość Pana Prezesa i jego fabryki – otrzymaniem wymarzonej statuetki… I Pan Prezes – świadomie lub cokolwiek bezmyślnie – by otrzymać nagrodę, potwierdzającą jego wyjątkowość, posuwa się do wyjątkowych świństw…

 

Nie wiem – czy mamy tu do czynienia ze świadomą inspiracją polskim kinem czy to tylko przypadek, bo reżyser i scenarzysta Fernando León de Aranoa miał raptem 20 lat gdy w Polsce powstał film „Tydzień z życia mężczyzny”. Sama konstrukcja oraz sposób przedstawienia tygodnia z życia głównego bohatera jest zarówno w przypadku Javiera Bardema jak i co do Jerzego Stuhra praktycznie analogiczna. Obaj dążą do celów, których osiągnięcie, samo w sobie, jest czymś pozytywnym, a zarazem, dzień po dniu, spod cienkiej warstwy sukcesu, wychodzą podłości, których ujawnianie sprawia, że sami przestają się czuć ludźmi, za jakich chcieliby uchodzić wobec świata…  Co ciekawe odtwórcy głównych ról mieli w chwili kręcenia obu filmów ( Jerzy Stuhr – „Tydzień z życia mężczyzny” w 1999 r. i Javier Bardem – „Szef Roku” w 2021 r.) dokładnie tyle samo lat…

 

Podsumowując, czy komedia (bo tak to gatunkowo reklamują w kinach) „Szef Roku” w reżyserii Fernando León de Aranoa – warta jest wizyty w kinie? Z jednej strony porównaniu z zalewem popkulturowego chłamu jest to film z jakąś fabułą – o czymś! Z jakimiś ambicjami – choć to żadna komedia, a raczej smutna satyra na późno kapitalistyczne podziały klasowe plus dygresje na temat związków uczuciowo-seksualnych (można np. dowiedzieć się co to naprawdę znaczy jak Ona mówi że potrzebuje powietrza ;-)…

 

Jak powstawał film „Usłane różami”

 

Ogólnie jednak w przypadku filmu „Szef Roku” w reżyserii Fernando León de Aranoa dochodzi do przerostem oczekiwań w porównaniu z faktycznym efektem widocznym na ekranie. Przez dwie godziny mamy do czynienia z niemal mechanicznym klejeniem całości z gotowych klisz filmowych…

 

W filmie „Szef Roku” w reżyserii Fernando León de Aranoa , nic widza nie zaskoczy… No może poza motywem wytatuowanym na karku długonogiej stażystki… Porównanie może zabrzmieć bardzo brutalnie, ale niczym u Pana Patryka Vege – prawie wszystko co bardziej treściwe pokazano w zwiastunach i na sam film „Szef Roku” niewiele zostało… Czyli można oczywiście iść do kina, zwłaszcza jak ktoś dostanie bilety od Szefa, ale chyba lepiej obejrzeć na komputerze film ze Jerzym Stuhrem sprzed ponad dwudziestu lat 😉

 

Grzegorz Łopata

Centrum Informacji, Z łopatą do kina, 7.12.2021